Przemierzając Turcję, odwiedziny na bazarze to jeden z obowiązkowych punktów podróży. Tam ludzie spotykają się na pogaduchy, plotki i awantury. Oczywiście także, by coś przekąsić. A trafiliśmy do raju dla smakoszy. Wspólne jedzenie na mieście jest wpisane w tureckie zwyczaje, dlatego ceny są przystępne i towarzystwo gwarantowane.
Lokalne sklepiki mają swój urok a sieciówki nie są tak popularne, jak np w Polsce. Dlaczego?
Bo ludzie lubią sobie umilać pracę. Czasem zaproszą na herbatkę, czasem zagadają. U sklepikarzy trzyma się klucze od mieszkania i największe sekrety 😉
Pytamy lokalnych mieszkańców, gdzie tanio i dobrze zjemy. Obowiązkowo próbujemy świeżo wyciskanego soku z granatów sprzedawanego przede wszystkim na ulicy. I generalnie wszystkich lokalnych owoców. Soczyste pomarańcze (1 lira za kg!), figi, daktyle… mmm 😉
Jeśli jesteśmy w Stambule, piękne zastawy i chusty w lokalnych cenach czekają parę minut spacerem od głównego Grand Bazaar. Gubimy się po obu stronach linii tramwajowej od zabytkowego bazaru do stacji Gulhan, gdzie znajdujemy dużo innych bazarków i pojedynczych klimatycznych sklepików. Szczególnie na ulicy Taya Hatun, gdzie pracuje dużo Syryjczyków. Jak spojrzymy na ceny i porozmawiamy chwilę ze sprzedawcami, z pewnością nie będziemy chcieli się targować.
Warto rozmawiać ze sprzedawcami i ludźmi na ulicy, aby dowiedzieć się arcyciekawych i zabawnych historii oraz dlatego że… inaczej nie wypada. Takie zakupy to przyjemność i nie należy się nigdzie spieszyć, tylko przyjąć zaproszenie na herbatkę 🙂