Godzina trochę po 6 rano a my słyszymy wołające dzieci. To jak dotąd jedyne gruzińskie osobniki, które nie dość, że dotrzymały umowy, to jeszcze były przed czasem! Zabierają nas do domku, gdzie mama przygotowała najpyszniejsze śniadanko z możliwych. Tylko chleb nie był spod maminych rąk.
Nastepnie wybieramy sie na wycieczkę, podczas której pierwszy i ostatni raz wkładamy pełne buty. A i tak żałujemy, dzieci idą w sandałach. Zabieramy lekkie przekąski, nie dużo żeby nie dzwigać jak te konie.
Dochodzimy do punktu widokowego z którego rozpościera się widok na całe miasteczko i wyższe góry Kaukazu z drugiej. Wyjmujemy jakieś suchary, częstujemy maluchy a one to widząc, rozpoczeły wyjmować z plecaków kocyk i tone żarcia! Jak wyjeły szklane słoje to wymiekłam kompletnie. Chłopaki rozpalili ognisko, troche żeśmy sie nacieszyli widokami i młode przystojniaki ogłaszają że pójdą nam po zimną wodę a my mamy poczekać, bo to może zająć chwile. 10 i 8 letnie chlopaki mowią mi że pójdą po wodę gdzieś w góry a ja mam tu sobie poczekać przy ich słojach z żarciem i pęknąć z przejedzenia. Idziemy razem.



Dzieci są najlepszymi przewodnikami na świecie! Wiedziały którędy najlepiej iść, jakie liście smacznie rzuć i gdzie jest zródło wody. Odbijamy z głównej ścieżki i podążamy trochę na przełaj, trochę szlakiem, trochę krzaczorami, bez żadnej mapy, zginelibyśmy bez tych dzieci, wyszlibysmy gdzies u Rosjan.
Tu już nikogo bym się nie spodziewała, szczególnie wielkich, rogatych krów. Ogromne cielska na tej wąskiej ścieżce, wyglądają jak słonie balansujące na linie. Lecz one szalone, naburmuszyły się i zaczeły ostro napierać i biec wprost na nas. Po prawej ostry spad w dół, po lewej stromo pod góre, nie ma gdzie uciekać. I wtedy te chłopaczki, które szły z przodu żeby odgarniać nam gałęzie sprzed oczu ❤ biegną na tył i bronią nas przed tym bydłem groźnymi wrzaskami i rzucaniem kamykami.
„Ale byśmy zrobili z nich drużyne harcerzy” mówimy później, wygralibyśmy wszystkie turnieje świata. Chociaż kto tu od kogo powinien się uczyć…?
Nastepnego dnia znowu pobudka i pyszne śniadanko, czułe pożegnanka i wycieczka na ich domową wieżę. Oczywiście dzieci prowadzą nas pierwsze i skaczą po dachu zwinne jak gazele, przyprawiając o zawał.



